Choc raz pod gore jechalismy autobusem. Z Aguas Caliente na Machu Picchu wiedzie szutrowa droga na ktorej podobno mieszcza sie dwa autobusy jednoczesnie... kilka razy z drzeniem bylismy naocznymi swiadkami takiej mijanki - no coz kilka stresujacych momentow i jestesmy u podnoza Swietego Miasta Inkow.
Z kazdym kolejnym krokiem w jego kierunku wydawalo sie ze to wlasnie najlepszy moment na ujecie - sam nie wiem ile zdjec zrobilem tego dnia. Machu Picchu zdecydowanie robi wrazenie. W calosci zbudowane ze skal, ktore wczesniej znajdowaly sie w tym miejcu polozone na ponad 2000mnpm miasto to zdecydowanie wyczyn. Co wiecej mury sa naprawde dobrze zachowane biorac pod uwage fakt, ze miasto znajduje sie na polaczeniu dwoch plyt tektonicznych.
Do tego roza wiatrow sprawdzona najnowsza zdobycza techniczna w postaici busoli iphona pokazuje ze Inkowie swietnie opanowali astronomie.
Urbano nasz przewodnik z Apus Peru, ktore jeszcze raz mocno polecamy oczywiscie zostawil dla nas wisienke na torcie - wspinaczka na Wayama Picchu (gore ktora widac na kazdym zdjeciu z Machu Picchu w tle) w pelnym sloncu zajela nam wprawdzie tylko ok 40 minut, za to zejscie na dol to w niektorych momentach gra nerwow. Mimo ogromnego zmeczenia zdecydowanie wolimy sie wspinac - poza tym dzieki fantastycznej pogodzie widoki z gory byly niepowtarzalne.
Podsumowujac nasze piec dni trekingu byly na piatke z pieciu powodow:
1. Wspaniale widoki
2. Wysokie "loty" 4650mnpm
3. Swietny przewodnik z Apus Peru - Urbano
4. Slonce, slonce, slonce
5. Niesamowity zespol ludzi pochodzacych z 5 krajow swiata.
Apropos zapomnialem dodac ze treking musial byc przeciez udany poniewaz juz pierwszego dnia okazalo sie ze Urbano ma syna o imieniu Sebastian a moj Tata ma przeciez na imie Urban...
Przyszedl czas na rozstanie z zespolem - my z Madzia oczywiscie nie potrafimy odpoczywac - nasz powrot do Cusco byl zaplanowany na 20:00 a juz o 22:00 mielismy nocny autobus do Puno.
Titicaca nadchodzimy...