32 godziny w podrozy w trzech odslonach (scena 3)

(Scena 3)

Do Limy dotarlismy na godzine 5:40 i juz po 5 minutach siedzielismy w taksowce na lotnisko - pomyslec by mozna ze naszym nadrzednym celem podrozy jest przetestowanie wszystkich mozliwych srodkow transportu.

Nasz samolot do Cusco mial wyleciec o 9:30 ale wreszcie pojawil sie latynoski akcent i opoznienie o jedyna godzine.

Do Cusco dolecielismy o 11:30 i musze przyznac ze jako niedoswiadczony ale lotnik ladowanie robilo ogromne wrazenie lacznie z dlugoscia hamowania, ktora na 3400 mnpm jest znacznie dluzsza niz zwykle - mielismy wrazenie ze zabraknie pasa.

Juz podroz z lotniska pokazala ze jestesmy we wlasciwym miejscu - miasteczko jest niesamowicie malownicze a otoczenie w postaci Andyjskich szczytow jeszcze dodaje mu uroku.

Reszte dnia spedzilismy tym razem wypoczywajac, testujac tutejsze potrawy i oczekujac na briefing przed naszym trekingiem.

Arturo, ktory jest przewodnikiem ale nie naszym przewodnikiem przygotowal nas mentalnie do trekingu miedzy innymi slowami "it will be freezing" oraz "views will be spectacular if it will not be raining" - a i jeszcze dodawal cos o sarjochi (jakas choroba wysokosciowa i podobno dopada ludzi moldych i dzieci) - tym razem smiemy twierdzic ze juz nie jestesmy mlodzi.

Na wszelki jednak wypadek zaraz po briefingu lekko zmoczeni burza ktora wlasnie przeszla nad miastem ... Arturo ¨" a nie mowilem..." polozylismy sie spac. Trzeba zbierac sily przed poniedzialkowym wyjsciem w gory.

Pewnie kolejny wpis zamiescimy po powrocie z trekingu - trzymajcie za nas kciuki.

Komentarze (1)