(Preludium)
Nareszcie udalo sie znalezc kafejke internetowa ktora dziala na tyle dobrze aby spisac nasze ostatnie przygody.
Drugi dzien w Limie mial byc bardzo relaksujacy, spacer nad Pacyfikiem kilka godzin w tamtejszych restauracjach i powrot do pokoju aby przygotowac sie do naszej wyprawy.
Oczywiscie Madzia i Ja nie potrafimy sluchac samych siebie lub nasze wewnetrzne glosy wolaja zwiedzac nie spac.
Caly dzien spedzilismy zdobywajac kolejne mile podczas przemierzania wzdluz i wszerz miasto stoleczne Peru. Plus jest taki ze kiedy wreszcie usiedlismy cos zjesc kelner mial duzy problem aby wskazac nam ciekawe miejsce ktorego jeszcze nie widzielismy. Dwa dni na Lime to jednak wystarczajaco duzo.
Zmeczeni halasem, zatloczonymi autobusami i muzyka klaksonow samochodowych zwleklismy sie do hotelu ok 22:00 a przed nami jeszcze pakowanie plecakow.
(Scena 1)
Budzik zadzwonil o 4:15am a o 5:15 siedzielismy juz w taksowce wiozacej nas na dworzec Desamparados. To wlasnie tam rozpoczela sie nasza pierwsza gorska przygoda. Wspinaczka o tyle nietypowa, ze sponsorowana przez Pana Ernesta Malinowskiego, ktoremu Peruwianczycy zawdzieczaja posiadanie kolei startujacej ze 100mnpm (Lima) a konczacej sie na 3400mnpm w miasteczku Huancayo.
Podroz trawala 12 godzin i dostarczyla nam tylu przepieknych widokow ze mozna to najlepiej opisac slowami spotkanego w pociagu Australijczyka, Hiltona: "Man!!!! Too many good shots I can´t fight with myself not to do any more pictures". Co wiecej na koncu skladu pociagu znaj dowal sie taras widokowy - domyslcie sie gdzie spedzilem wiekszosc czasu i co mialem w rekach:-)
Dodajac do tego smak drinka o wdziecznej nazwie "niekontrolowana euforia" skladajacego sie z dretwiejacych konczyn, zawrotow glowy, plytkiego oddechu i usmiechu przyklejonego do twarzy na wysokosci 4780mnpm gdzie znajdowala sie stacja La Galera - kolejowa wspinaczka byla idealna.
No moze prawie idealna poniewaz dopadla nas choroba wysokosciowa i po minieciu punktu kulminacyjnego spedzilismy reszte podrozy w wygodnych fotelach.
PS. Madzia zdazyla jeszcze zrobic photo of the day.