"Madzia gdzie jestes" zapytalem o 14:00 kiedy miala byc juz w drodze do domu i ulsyszalem ze w d....
To oznaczalo ze bedzie w domu rowno z zamowiona na 15:15 taksowka i pewnie jeszcze czegoś zapomnimy... ale to przecież wakacje wiec no stress.
Na Okęcie dojechalismy w 45 minut wiec mieliśmy jeszcze dużo zapasu i mogliśmy wypić z Madzia po wiaderku kawy. Miki w tym czasie opanował kierownicę wielkiego autobusu dla dzieci ustawionego przez jedno z biur podróży.
Podróż do Frankfurtu odbyła się jak to Miki mówi "szybko" a samolot pilotowal "pan" który mial do niego "kluczyk". No bo jak tu lecieć bez kluczyka?
Okazało się również ze chmury pod nami to piasek - bo po co komu chmury jak może być piasek...
We Frankfurcie musieliśmy się trochę spieszyć bo samolot był lekko praktykuj opóźniony ale najlepsze było przed nami.
Check in na lot do Singapuru zrobiliśmy dzien wcześniej na lotnisku żeby mieć pewność że siedzimy razem i mamy kolyske. Kiedy dotarliśmy do gate-u pani z Lufthansy radośnie oświadczyła że nie siedzimy razem... Okazało się że oddali nasze miejsce innej rodzinie bo nie wiedzieli że lecimy razem...
Lekka awantura pozwolila nam odzyskac miejsce ale Pani z tej drugiej rodziny postanowiła okazywać swoje niezadowolenie przez 12 godzin lotu do Singapuru.
Na szczęście lecielismy robiacym duże wrażenie airbusem a380 i do teraz się zastanawiamy jak ta kupa zelastwa oderwala sie od ziemi. Lot najwiekszym samolotem na świecie to dla takiego pasjonata awiacji jak ja zawsze duże przeżycie.
Co zaskakujace lądowanie w Singapurze odbylo sie tak jakbym sadzal na ziemi mala cessne.
Lotnisko Changi w Singapurze tak nas oczarowalo ze juz nie możemy się doczekać kiedy będziemy go zwiedzać za niecałe 2 tygodnie. Teraz jednak czas nas trochę naglil bo czekał już na nas samolot na Bali.
Wyladowalismy w Denpasar o 21:30 ale kolejka najpierw do kasy wizowej, pozniej do celnikow a nastepnie do kontroli bagazu zatrzymała nas na lotnisku do 23:00. To jednak nie miało żadnego znaczenia bo Miki wyspał się w samolocie i do 2 w nocy udawał że na dworze jest zbyt jako żeby spać.
Stąd tytuł tego dnia... Po nocnych zabawach Miki postanowił spać do 12:30 w związku z tym mieliśmy tylko pare godzin na zorientowanie się w okolicy.
?..do tego przespalismy śniadanie wiec bylismy zmuszeni do zastapienia do lunchem za to Indonezyjska kuchnia wynagrodzila nam to do tego stopnia że Miki nie zorientował się ze nie ma serka.
Niemniej jednak udało się zaliczyc plażę w Sanur na ktorej Miki zanurkowal w ubraniu w cieplym jak zupa morzu i musielismy go rozebrac do rosolu... przy 35 stopniach i braku chmur nie było to jednak duże wyzwanie.
Madzia jako wytrawny sprzedawca kawy namowila nas w drodze powrotnej na starbucksa wiec moje postanowienie że nie pije kawy na urlopie trochę się zdewaloryzowalo :-)
Później zaliczylismy jeszcze basen a raczej ja go zaliczylem bo Miki odspiewal protest song i zwiedzal z Madzia przepiekny ogrod naszego hotelu Bumi Ayu.
Miki był już tak zmęczony że zasnal przezuwajac kurczaka w sosie sojowym wiec wrocilismy do pokoju i postanowiliśmy napisać bloga.
Jutro działamy dalej.